Co się dzieje do diaska ze wsparciem dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi? Na dniach głośno o nowych reformach MEN w sprawie indywidualnego nauczania i ograniczenia go do środowiska domowego ucznia, sprawa z mieściny spod Jasła, "uczeń kontra szkoła".
Brakuje mi słów, nosi mnie od emocji, mam ochotę coś rozwalić!!!
Czy my, ludzie, naprawdę nie potrafimy ze sobą rozmawiać? Ustalać wspólnych priorytetów? Kierować się DOBREM dzieci, współpracować??? Czy potrzebny jest BUM telewizyjny, żeby coś ruszyło w sprawie? Czy musimy angażować dzieci, które to widzą, słyszą i przybierają postawę rodziców?
Jestem zbulwersowana, że dorośli ludzie NIE POTRAFIĄ ZE SOBĄ ROZMAWIAĆ!!!
Mediator w telewizji? Przemawia do tłumu? Przecież ten tłum go zje! Tłum trzyma się razem (nawet bardzo ciasno pod rączki, jak widać na antenie, wraz ze wspierającym, mającym dużo do powiedzenia nauczycielem). Tytuł nagrania z YT: 7-latek terroryzuje szkołę -serio???????????????
Pracowałam w szkole- dużej!- 1300 uczniów, w tym prawie 200 z orzeczeniami- owszem, trafiały się trudne sytuacje, zachowania, agresja- ale terroryzm? To chyba za duże słowo. Uważam, że na ile pozwolimy dziecku przekraczać granice, na tyle je naginać będzie! Oczekujemy od dziecka, że nauczy się samo rozgraniczać, co jest dobre, a co złe? Przecież mały człowiek się z tym nie rodzi! Nabywa w życiu tych umiejętności poprzez doświadczenie, więc częściowo każdy z nas jest za to odpowiedzialny. To my jesteśmy/powinniśmy być wzorcem dla dzieci. To przerażające, że dorośli ludzie, nie potrafią poradzić sobie z dzieckiem, czy to nie świadczy o jakiejś społecznej porażce?
Nasuwa mi się cały czas jedno pytanie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz