Patryk ma prawie 3 lata, pieluchy tetrowe dawno nieużywane
znów znalazły swoje zastosowanie- przecedzałam pseudomleko migdałowe (ową
mieszankę nazywam pseudomlekiem, bo trudno nazwać coś mlekiem, kiedy głównym
składnikiem jest woda). Po półgodzinnej walce ze skórką, mój szanowny małżonek
oświadczył mi, że łatwiej kupować migdały bez skóry (grrrr)- takie były w
szafce! Ale, że człowiek uczy się na błędach, to następne zakupy rozplanuję
inaczej..
Takim wstępem witam Wszystkich, którzy będą mieli chęci
czytać bloga mamo-terapeutki. Dlaczego mamo-terapeutka? Nie dlatego, że matka
najbliższa sercu dziecka, spędzająca z nim więcej czasu (tak przynajmniej być
powinno) i najlepiej go znająca najwięcej go nauczy, ale dlatego, że zawodowo
zajmuję się terapią dzieci z ASD od kilku lat.
Pani psychiatra powiedziała mi „ma pani być matką, a nie
terapeutką” a ja za cholerę nie wiem jak to rozdzielić, bo pojęcia nie mam ile
wynika z mojej osobowości, a ile z zawodu… W każdym razie do tej pory krzywdy
dziecku nie zrobiłam (poza jedną- że tak długo miałam opór przed diagnozą- ale
pewnie wiecie jak to jest słysząc teksty z otoczenia: „wyrośnie; zacznie w
końcu gadać; wiesz… chłopcy wolniej się rozwijają” i inne podobne,
którymi pozwalałam mydlić sobie oczy).
Diagnozę od psychiatry mamy od miesiąca, do tej pory Patryk
zaczął terapię SI, spotkania z neurologopedą (mały nie mówi- dziamga coś po
swojemu), zajęcia z terapeutką pracującą behawioralnie, rozpoczął również
wczesne wspomaganie. Nie zapomnieliśmy oczywiście o diecie 3b (bezcukrowej,
bezglutenowej i bezmlecznej) i przeleczeniu candidy. Wprowadzamy małymi krokami
PECSY, ograniczyliśmy ilość zabawek i przede wszystkim poświęcamy mu więcej
czasu i uwagi.
Dzięki temu, że są wakacje mogę się również skupić na
zdrowym gotowaniu (nawet zjadliwe) z ograniczonym repertuarem produktów. Moje
kuchenne rewolucje wiążą się z uruchamianiem zmywarki 2-3 razy dziennie, ale
ona to zniesie.
Kilka słów o Patryku: bardzo pogodne dziecko z uśmiechem na
twarzy, uwielbiający przytulanie się, ganianie, wydurnianie, auta oraz OWOCE.
Moja mama nazywa go :”owocowy chłopiec”- kiedy je widzi, z niemówiącego chłopca
staje się krzykunem z żadającym „daj daj daj!”.
Notka została wstawiona dopiero teraz, ale była już dawno temu przygotowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz