sobota, 16 listopada 2013

Notka z 25.07.13r.



Patryk ma prawie 3 lata, pieluchy tetrowe dawno nieużywane znów znalazły swoje zastosowanie- przecedzałam pseudomleko migdałowe (ową mieszankę nazywam pseudomlekiem, bo trudno nazwać coś mlekiem, kiedy głównym składnikiem jest woda). Po półgodzinnej walce ze skórką, mój szanowny małżonek oświadczył mi, że łatwiej kupować migdały bez skóry (grrrr)- takie były w szafce! Ale, że człowiek uczy się na błędach, to następne zakupy rozplanuję inaczej..
Takim wstępem witam Wszystkich, którzy będą mieli chęci czytać bloga mamo-terapeutki. Dlaczego mamo-terapeutka? Nie dlatego, że matka najbliższa sercu dziecka, spędzająca z nim więcej czasu (tak przynajmniej być powinno) i najlepiej go znająca najwięcej go nauczy, ale dlatego, że zawodowo zajmuję się terapią dzieci z ASD od kilku lat.
Pani psychiatra powiedziała mi „ma pani być matką, a nie terapeutką” a ja za cholerę nie wiem jak to rozdzielić, bo pojęcia nie mam ile wynika z mojej osobowości, a ile z zawodu… W każdym razie do tej pory krzywdy dziecku nie zrobiłam (poza jedną- że tak długo miałam opór przed diagnozą- ale pewnie wiecie jak to jest słysząc teksty z otoczenia: „wyrośnie; zacznie w końcu gadać; wiesz… chłopcy wolniej się rozwijają” i inne podobne, którymi pozwalałam mydlić sobie oczy).
Diagnozę od psychiatry mamy od miesiąca, do tej pory Patryk zaczął terapię SI, spotkania z neurologopedą (mały nie mówi- dziamga coś po swojemu), zajęcia z terapeutką pracującą behawioralnie, rozpoczął również wczesne wspomaganie. Nie zapomnieliśmy oczywiście o diecie 3b (bezcukrowej, bezglutenowej i bezmlecznej) i przeleczeniu candidy. Wprowadzamy małymi krokami PECSY, ograniczyliśmy ilość zabawek i przede wszystkim poświęcamy mu więcej czasu i uwagi.
Dzięki temu, że są wakacje mogę się również skupić na zdrowym gotowaniu (nawet zjadliwe) z ograniczonym repertuarem produktów. Moje kuchenne rewolucje wiążą się z uruchamianiem zmywarki 2-3 razy dziennie, ale ona to zniesie.
Kilka słów o Patryku: bardzo pogodne dziecko z uśmiechem na twarzy, uwielbiający przytulanie się, ganianie, wydurnianie, auta oraz OWOCE. Moja mama nazywa go :”owocowy chłopiec”- kiedy je widzi, z niemówiącego chłopca staje się krzykunem z żadającym „daj daj daj!”. 


Notka została wstawiona dopiero teraz, ale była już dawno temu przygotowana.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie kupiaście, bo temat gówniany.

     Miotają mną emocje. Zaczynając od złości, przechodząc przez smutek, aż do poczucia żalu. Świadomość bezsilności też daje popalić. Będzi...