O Jasełkach rzecz:
Następnie udaliśmy się do Ośrodka na dzielenie się opłatkiem. Owocowy chłopiec usadowił się wygodnie przy stole dla dzieci (z jedzeniem, które miało być dostosowane do diet dzieci) i wyhaczył bystrymi oczkami WINOGRONA, jak się do nich dorwał, tak nie odszedł dopóki talerz nie był pusty. Pół roku nie miał ich w ustach (ze względu na dużą ilość cukru w nich zawartą), nie mieliśmy sumienia, by mu je zabrać, więc nadrobił "stracony" czas.
Na zmywaku:
Ja: Poukładamy?
P: Neee (+machanie głową)
Ja: To może puzzle?
P: Ne ne (+ głowa)
Ja: No dobra, nakarmimy hipopotamy!
P: Ne! (+ grymas twarzy)
Ja (już nieco sfrustrowana, zastanawiająca się, czy nie zrobić mu pecsów zabawkowych): A może chcesz nawlekać korale?
P: Taa (+ kiwanie głową- ale bez większego entuzjazmu)
Po czym usiedliśmy razem, mały narzucił na linę jeden koralik, a pozostałymi zaczął rzucać po pokoju. Myślę sobie: "no chyba go uduszę- nowe panele! wystarczy, że samolotami dziury w nich robi"; wzięłam głęboki wdech i zaczęłam naklejać mu na nos, czoło, policzki małe naklejki, które znalazłam w pudełku razem z koralami. Żeby nie być okropną matką, siebie też okleiłam ;)
Pobiegł do lustra, próbował zdjąć- zrezygnował. Przybiegł do mnie i usunął te, które były na mojej twarzy. Chyba liczył na to samo z mojej strony...?
Wróciłam do kuchennego bałaganu. Patryk za mną. Mówię w końcu: "Nie masz zajęcia?
Proszę bardzo, taboret pod zlew, zmywak w rączkę i szoruj gary".... Był zachwycony, przez godzinę moczył się w tej wodzie, co chwilę zerkając na mnie ze szczęściem w oku. W tym czasie ja ogarnęłam kuchnię.
Będę go częściej brała na zmywak :)
I na zakończenie dzisiejszego postu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz