poniedziałek, 20 stycznia 2014

Sanki, basen, o bezsilności i łzach, obżartuch, i pierwsze zdanie.

Pierwszy śnieg

Śnieg się w końcu zdecydował by spać (nie wiadomo jak długo poleży, i czy za rok też będzie), więc nie marnując czasu poszliśmy z Patryśkiem na sanki. (Osobiście nienawidzę zimy- głównie z powodu odśnieżania i skrobania samochodu, pranie nie wysycha, dzieci trzeba ubierać warstwami, a przy ostatnich okazuje się, że to chce siku, jest jeszcze kilka innych powodów, ale mniejsza o nie.) Mały był zachwycony, z przyjemnością się przewracał i jadł śnieg pokazując jakie dobre, śmiejąc się ze swoich niezłych żartów. Na sankowy  spacer wybrał się z nami pies, niestety nie jest dostosowany do ciągnięcia sanek (nie było wcześniej potrzeby, a na starość męczyć go nie będziemy).







 Basen

W ostatnią sobotę odwiedziliśmy basen, to była nasza pierwsza wizyta, w końcu Fundacja wykreśliłaby nas z listy i z darmowego pływania byłyby nici gdybyśmy nie pojechali.
Patryśka ciało było mocno napięte, ten przestraszony, jedynie zabawki go zachęcały by jednak pozostać w brodziku. Przetrwaliśmy! :) Przerażenie małego wraz z czasem gdzieś uciekało, ja z kolei z niedowierzaniem obserwowałam jak moje dziecko oswaja się z wodą i mały krokami wchodzi w umiejętność pływania.


Moje lekarstwo na gorsze chwile

Myślę, że nie tylko ja mam momenty w życiu kiedy czuję, że za mało się staram, że coś mogłabym zrobić lepiej. Męczą mnie wyrzuty sumienia, że przez cały dzień "nic nie zrobiłam" aby pomóc mojemu dziecku, że nie tak robię, że za mało czasu i uwagi mu poświęcam (mimo ograniczenia godzin pracy, zamknięcia gabinetu). Wydaje się, że można zrobić więcej, lepiej... a ja jestem do niczego, bo np. nie mamy kasy, bo nie potrafię się zorganizować, czy dobrze gotować, czy być kreatywną w zabawie. Są to momenty w których mam ochotę płakać, krzyczeć, walnąć kogoś, coś rozwalić, czuję napięcie i chcę się go pozbyć, byle jak i byle gdzie, aby skutecznie.Wracam wtedy myślami do dnia diagnozy...




Łzy bezsilności płyną po policzkach
Za serce żal jak łapa ściska
Jest diagnoza…
Słowo AUTYZM niczym kołek w gardle stoi
Synu... popatrz na mnie...

...czy to boli?




Po czym odwiedza nas Adrian, zaczynam go nazywać swoim psychoterapeutą, wywalam mu wszystkie żale, trudności, niepewności, a ten... niczym magicznym pyłem je zaraz odgania. Uwielbiam Cię Adrian! :) I bardzo dziękuję za wsparcie jakim nas otaczasz, jesteś potrzebny!





Kotletowy apetyt 

Kotletowy mały potwór! Tak był go nazwała po tym co ostatnio wyprawiał. Mąż zrobił na obiad schabowe, dorzucił frytki i górkę kiszonej kapusty. Patryk z radości nagrodził kucharza brawami. Ale wypełniony talerz to było za mało dla naszego obżartucha.
 Pobiegł do kuchni po resztę kotletów i wygodnie usadowił się przy stole. Nie wiem czy był choć jeden nie ugryziony, nie wiem również gdzie to dziecko pomieściło. 
Cieszy nas jednak jego apetyt :)



Pierwsze zdanie

Patryk ostatnio ułożył zdanie z pecs'ów. "Koniec- obiad- chce- żelki". No i co? :D Byliśmy zdumieni! Oczywiście od razu niczym na skrzydłach polecieliśmy do kuchni, by go nagrodzić. Ale co tam obrazki, Patryk po nas ostatnio na miarę swoich możliwości POWTARZA! :) A kontakt wzrokowy... mmmm, co raz lepszy :)
Tym wesołym akcentem pragnę zakończyć dzisiejszą tygodniową notkę. 

Pozdrawiamy wszystkich radośnie, niech moc będzie z Wami! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie kupiaście, bo temat gówniany.

     Miotają mną emocje. Zaczynając od złości, przechodząc przez smutek, aż do poczucia żalu. Świadomość bezsilności też daje popalić. Będzi...